Jak zawsze, trasę zaczynam od parku z XVIIwiecznym kościołem szachulcowym, z czynnym zegarem i dzwonem. Tuż przed kościołem, koło krzyża, znajduje się głaz z ciekawą tablicą upamiętniającą powstały w 1765r. zakład metalowy, w którym wyprodukowano części do pierwszej maszyny parowej.
Idąc kawałek dalej w kierunku północnym, mijamy rzekę z urokliwym wodospadem. Trzeba dodać, że wodospad ten został stworzony sztucznie poprzez zasypywanie rzeki kamieniami i ziemią. Dzięki temu z jednej strony można było zbudować młyn napędzany wodą (obecnie znajduje się tu gospodarstwo agroturystyczne „Sanus”), ale także nastąpiło podniesienie poziomu wody w pobliskich jeziorach, dzięki czemu możliwe stało się przepłynięcie łodzią i połów ryb na największym w okolicy jeziorze Lubie. Zdjęć z wioski dziś nie umieszczam - jeszcze będzie okazja, a pogoda raczej im nie sprzyjała, więc zrobię lepsze przy następnej okazji.
Naprzeciwko wspomnianego gospodarstwa, znajduje się lapidarium, z którego właśnie pochodzi zdjęcie które umieściłem w tegorocznych wspominkach na Wszystkich Świętych.
Idąc dalej drogą, po prawej mijamy jezioro, na której piasek mieszał się z wszędobylskimi igłami jałowca, i nawet pomost pokryty był jałowcowym kobiercem.
Co prawda wzdłuż drogi przepiękne łany mchu przełamywane liścmi zbrązowiałych już paproci, a kontrastowe kolory wzmacnia woda, którą są nasiąknięte, jednak polecam na chwilę zejść ze szlaku (niebieski pieszy, zielony rowerowy) i przejść się równoległą dróżką idącą wzdłuż jeziora Mrowinko. Na mapie zastanawiać może kogoś drobny szczegół – rzeka przecinana jest drogą do Rybakowa, nie ma jednak zaznaczonego żadnego mostu. I tak właśnie jest w rzeczywistości – droga pozostała, jednak to kolejny zniszczony most, a właściwie tylko wystające słupki. A ja zmierzam dalej wzdłuż Jeziora Mrowinko, jako miejsce postoju jak zwykle obierając most na rzece łączącej jezioro Mrowinko z Lubiem. Jakoś lubię to miejsce, i mam nadzieję, że po zdjęciu widać dlaczego.
W pewnym momencie odbijam jednak od szlaków rowerowych, aby obejść jezioro Chłop ze strony wschodniej. Zaraz na początku jeziora ciekawy zagajniczek łysych drzew pokrytych jedynie porostami mchów, który zapewne późnym wieczorem mógłby być świetnym schroniskiem dla wszelkich strzyg, wiedźm, wampirów i innych potworów, choć zapewne potwory wodne wybrałyby jezioro. Na szczęście wszystkie one boją się światła dziennego (nawet tak słabego jak w ten zachmurzony, jesienny dzionek), więc nie straszony mogę iść dalej, do parkingu leśnego. A przy nim wciąż stoją stare, porzucone kanapy i śmietnik, które tworzą ciekawą kompozycję z rozczapierzonymi konarami drzewa. Zapewne kanapy te są doskonałym miejscem aby odpocząć, jednak w tak mokry dzień siadanie na nasiąkniętych wodą materacach da efekt podobny, jak wejście do jeziora, dlatego jednak przystanek lepiej zrobić pod charakterystycznym drewnianym dachem.
Po krótkim postoju, kawałek asfaltem (czarny szlak rowerowy), a następnie skrót do zielonego rowerowego, po czym ponownie odbijam na wschód na południowym krańcu jeziora Chłop. Tym razem jednak mostem przez uroczysko-bagnistą rzekę łączącą jeziora Mrowinko i Chłop (na szczęście nie niepokojony przez żadne topielice), i od tego miejsca już najmniej ciekawy etap podróży. Najpierw las tzw. „przemysłowy”, jakby sadzony od linijki, z drogami dzielącymi las na idealnie równe kwadraty. Potem już wzdłuż jeziora Mrowinko przez letniskowe zabudowania Santoczna. Niestety, tylko sporadycznie można spotkać jakąś ciekawą zabudowę lub małą architekturę ogrodową, jak chociażby drewniany wiatrak, większość stanowią proste, mało ciekawe budynki, wśród których niebieskim szlakiem rowerowym dochodzi się do wodospadu w Santocznie. Jedyną ciekawszą atrakcję stanowią umieszczone przy drodze koliste, drewniane „kwietniki”, z czerwonono owocującymi krzewami.
Bardzo ciekawe zdjęcia i znajome trasy.
OdpowiedzUsuń