Dawno, dawno temu, gdy Mironice należały do klasztoru, córka zarządcy tych terenów zakochała się w leśniczym. Jak to jednak w legendach bywa, miłość rzadko bywa piękna i prosta, a na drodze do szczęścia jak zwykle stanęło bogactwo. Bogaty ojciec nie chciał oddać swej jedynej córki za jakiegoś łapserdaka, a od męża oczekiwał wniesienia dużego posagu. I cóż pozostało zakochanemu młodzieńcowi? Porwał powóz, porwał pannę, i uciekał jak najdalej od mironickiego klasztoru. Co było dalej, różne bywają opinie. Jedni powiadają, że koło Jeziora Błotnego (na terenie Gorzowa) przypadkowo pękło koło, a rozchwiany wóz wpadł do stawu. Częściej jednak mówi się, że zdesperowany młodzieniec wiedząc, że nie ucieknie pogoni, sam skierował koła powozu wprost w otchłań stawu. Nie dane nam będzie dojść prawdy, czemu powóz utonął w głębiach Błotnego Stawu, pewne jest jednak, że dla zakochanych oznaczało to śmierć.
Jednak do tej pory przechadzając się w tych okolicach, można usłyszeć tajemnicze szepty, chichoty, śmiech. Podobno można zobaczyć nawet przytulonych do siebie kochanków, jednak tylko w noc świętojańską, od północy aż do wybicia godziny pierwszej na kościele mariackim. I trzeba dodać, że spotkać może ich tylko osoba spotkana w niedzielę... więc sprawdź datę swego urodzenia, może to właśnie Ty masz szansę spotkać ich w pierwszą noc lata...
Niektórzy mylą Jezioro Błotne z Ruskim Stawkiem, który także ma swoje legendy. Jedna z nich mówi o utonięciu oficera NKWD, który ratował swego syna. Inna – nawet o zatopionym na dnie czołgu, któremu po wydobyciu wciąż święciły się reflektory. Szczególnie informacja o palących się po paru latach reflektorach wydaje się mało prawdopodobna, ale legendy są jak morskie opowieści – nie ważne, czy prawdziwe, ważne, żeby wzbudzały ciekawość słuchacza.
Kto chce, ten niechaj słucha,
Kto nie chce, niech nie słucha,
Jak balsam są dla ucha
Morskie opowieści.
Może ktoś się będzie zżymał
Mówiąc, że to zdrożne wieści,
Ale to jest właśnie klimat
Morskich opowieści.
Morskie opowieści, autor nieznany