Niektórzy pomyślą, że już zdradziłem, bo przecież Gorzów, stolicą północnolubuskiego, nie bardzo się lubi z Zieloną Górą, stolicą wina polskiego. A jednak nie, chciałem pokazać, że i północnolubuskie ma swoje winnice. Fakt, że dopiero raczkujące, za to coraz liczniejsze. Wokół Gorzowa znajduje się podobno wiele drobnych połatek winogronowych, których owoce przeznaczane są na produkcję tego szlachetnego trunku, jednak absolutny prym wiedzie tu Mierzęcin. A dokładniej – winiarnia pałacowa i winiarnia Equus p. Łukasza Chrostowskiego. I to właśnie ta druga, jako członek Stowarzyszenia Wspólnota Kulturowa Winnice Lubuskie dołączyła się do Weekendu Otwartych Winnic. Przyznam, że po tym, jakie wrażenie zrobiły na mnie muzeum Becherowki i miedziane zbiorniki warzelniane piwa w pubie „Spiż” we Wrocławiu, bardzo chciałem zobaczyć, jak wygląda produkcja najbardziej romantycznego alkoholu.
Tak więc w dżdżyste południe wybrałem się do Mierzęcina. A tu... na początek degustacja. W uroczym domku letniskowym dane mi było skosztować produktów tej winnicy. I na bieżąco zapoznany z podstawami kiperskiego zawodu. Niestety, nie umiem tak malowniczo opisać całego tego rozgardiaszu z rozbujaniem kieliszka, niuchaniem i samą degustacją, więc zainteresowanych odeślę jednak do googli. W trakcie degustacji dowiedziałem się, że produkcja tego romantycznego napoju to jednak uciążliwe walki z biurokracją, chemią. O beczkach, które się wypala i o tym, że i beczka swoją „moc” mieć może, i że zamiast w beczce, w metalowej kadzi można robić, byle dębowe „chipsy” wrzucić, o różnych innych tajnikach produkcji.Myślałem, że chociaż może tajniki zbierania owoców są bardziej romantyczne, przypomina ono zbieranie ingrediencji do pradawnych, słowiańskich magicznych mikstur, czy to przy pełni księżyca, czy wręcz odwrotnie, gdy słońce stoi w zenicie. Żadnych magicznych rytuałów, odczyniania uroków... Nie, nic z tego, tym z kolei rządzi chemia, odczynniki, współczynniki, cyferki, no prawie jak matematyka. Poza wynikami uzyskanymi naukowymi metodami, dochodzi tylko jedna zasada pogodowa – nie zbierać po deszczu czy rosie, gdy owoce są mokre. Choć, gdyby rozpuścić wodze wyobraźni, niczym włosy na wietrze...
„Pierwej czekaj, aż owoc dojrzał będzie i słodyczy nabierze, a kwasu i goryczy się pozbawi. Grono zbieraj, gdy sońce w zenicie osuszy już owoc wszelaki z wilgoci zimnej, od ziemi ciągnącej, a i mroczne upiory słodyczą owoców się żywiące pogoni. A takoż nie zbieraj owoców mokrych od gorzkich łez aniołów, gdyż takoż i wino goryczy nabierze, a zamiast radości, smutek na spożywającego przyniesie, a i suchoty sprowadzić może”
Zapewne niejeden winiarz zaczął by coś o rozwodnieniu cukru opowiadać, jak to woda na owocach sprawia, że zamiast wina cienkusz wyjdzie – ale czy ta wersja nie bardziej przemawia do serca?
No, ale ile można siedzieć, choć właściciel umie zainteresować, ale pora się ruszyć. Nie, niestety nie do samej winnej piwnicy, jej właściciel nie spodziewał się, że wszyscy uparcie będą chcieli zobaczyć miejsce, gdzie wino nabiera swej mocy, ale cóż. Pozostaje spojrzeć na samą winnicę, smutną jeszcze o tej porze roku, bo jeszcze bez liści.
Niestety, na „souveniry” trzeba było poczekać, więc może do pałacu? Że jednak pogoda była bardziej barowa niż spacerowa, to skończyło się na pubie w starej przypałacowej destylarni, gdzie próbuję wątróbki w jabłkach. A potem to już powrót do domu...
PS. Zainteresowanych tematyką winiarstwa, a także amatorów zbieractwa odznak zapraszam do zbierania pieczątek w Paszporcie Odkrywcy Winiarstwa. Dla najbardziej wytrwałych - szansa na wygraną!
Uwaga do zdjęć: Trzy ostatnie zdjęcia - to zdjęcia z wnętrzy przypałacowej destylarni, z kolei drugie przedstawia co prawda krzaki winne winnicy Equus, jednak tło stanowi zupełnie przypadkowy budynek wiejski... bardziej pasował do tematyki zdjęcia, niż budynek winnicy zbudowany w stylu współczesnym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz