Hipermarketyzacja świata poszła już tak daleko, że jak w tym roku po raz pierwszy zobaczyłem w gorzowskim tesco maliny i jagody, co było zaskoczeniem (bo do tej pory były tylko w warzywniakach i „na ulicy”), tak jeszcze bardziej zaskakujące były reakcje niektórych ludzi, i to także ciut starszych ode mnie, a więc takich, którzy powinni te owoce jeszcze pamiętać. A zachowywali się, jakby pierwszy raz jakiś egzotyczny owoc widzieli.
No cóż, takie czasy, więc wszyscy powoli zapominają o naturalnych owocach, których właściwości i smakowe wykorzystywali jeszcze nasi dziadkowe, a które ze względu na swój dziki charakter i utrudnione zbieranie, nie poddadzą się nigdy hipermarketyzacji. Z pewnością dużo lepiej sprawowały się jako składniki diety, niż pastylkowo-marketowe „suplementy diety”.
I takie właśnie kulinarne dziwolągi postaram się tutaj opisać, by ocalić od zapomnienia.
"Jestem jesień, z pełnym koszem, z pełnym koszem,
Dobrze rzeczy wam przynoszę, wam przynoszę,
Jabłka, śliwki, gruszki bery, pomidory i selery, pomidory i selery"
Na pierwszy rzut: orzechy buczyny
Szczególnie pożądany element naszej diety w czasach ciągłego zabiegania, gdyż, podobnie jak wszystkie orzechy, są raczej bogate w magnez. Ale oprócz małego rozmiaru utrudniającego zbieranie, trochę odstraszają obieraniem, zwłaszcza, że jednak żadnego dziadka do nich jeszcze nie wynaleziono. Niestety, nie mam zdjęć obrazujących poniższe wywody, jednak postaram się w miarę jasno wytłumaczyć, jak je spożywać.
Otóż orzech buczyny znajduje się w iglastej „kulce”, podobnie jak kasztany. Tylko ta „kulka” trochę mniejsza i zdecydowanie cieńsza niż kasztanowa. Z kulki tej, zazwyczaj jeszcze na drzewie, same wysypują się podłużno-trójkątne orzechy. Wielkości – podobne jak pestki słonecznika. Niektórzy mogliby próbować właśnie je jeść, ale właśnie w ten sposób można się do buczyny zrazić. Podobnie jak kasztany, miękki „miąższ” znajduje się w cienkiej, sztywnej skorupce. Jej też należy się pozbyć, choć na szczęście łatwo pęka ściśnięta palcami (choć muszę uprzedzić, że po „złuskaniu” kilograma orzechów buczyny, palce bolą tak samo, jak po kilogramie słonecznika ;)
Ja do tej pory spożywałem je surowe, jednak podobno można je też prażyć.
A jak już jesteśmy przy orzechach, to gdy w googlach zaczynamy wpisywać orzechy, to wśród propozycji znajdują się orzechy piorace.
"Idzie jesień z wielkim koszem, z wielkim koszem,
Zajadajcie! Bardzo proszę! Bardzo proszę!
Ludzie biorą te podarki i chowają do spiżarki, i chowają do spiżarki"
Jestem jesień - J. Klukowski/M. Terlikowska
Nowy kąt
5 lat temu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz