wtorek, 23 marca 2010

3 w 1



Przednówek... to chyba jedyna pora, kiedy na zdjęciu można naraz złapać trzy pory roku: jesienny brąz drzew i wyblakniętą
żółć wyschniętych traw nad zimowym, zamarzniętym jeszcze jeziorem, a w tle... wiosenna zieleń budzącej się roślinności. I tylko lata nie da się tu już wkomponować...
Jezioro Górne, Strzelce Krajeńskie

Legenda o Jeziorze Błotnym i Ruskim Stawku

Dawno, dawno temu, gdy Mironice należały do klasztoru, córka zarządcy tych terenów zakochała się w leśniczym. Jak to jednak w legendach bywa, miłość rzadko bywa piękna i prosta, a na drodze do szczęścia jak zwykle stanęło bogactwo. Bogaty ojciec nie chciał oddać swej jedynej córki za jakiegoś łapserdaka, a od męża oczekiwał wniesienia dużego posagu. I cóż pozostało zakochanemu młodzieńcowi? Porwał powóz, porwał pannę, i uciekał jak najdalej od mironickiego klasztoru. Co było dalej, różne bywają opinie. Jedni powiadają, że koło Jeziora Błotnego  (na terenie Gorzowa) przypadkowo pękło koło, a rozchwiany wóz wpadł do stawu. Częściej jednak mówi się, że zdesperowany młodzieniec wiedząc, że nie ucieknie pogoni, sam skierował koła powozu wprost w otchłań stawu. Nie dane nam będzie dojść prawdy, czemu powóz utonął w głębiach Błotnego Stawu, pewne jest jednak, że dla zakochanych oznaczało to śmierć.
Jednak do tej pory przechadzając się w tych okolicach, można usłyszeć tajemnicze szepty, chichoty, śmiech. Podobno można zobaczyć nawet przytulonych do siebie kochanków, jednak tylko w noc świętojańską, od północy aż do wybicia godziny pierwszej na kościele mariackim. I trzeba dodać, że spotkać może ich tylko osoba spotkana w niedzielę... więc sprawdź datę swego urodzenia, może to właśnie Ty masz szansę spotkać ich w pierwszą noc lata...

Niektórzy mylą Jezioro Błotne z Ruskim Stawkiem, który także ma swoje legendy. Jedna z nich mówi o utonięciu oficera NKWD, który ratował swego syna. Inna – nawet o zatopionym na dnie czołgu, któremu po wydobyciu wciąż święciły się reflektory. Szczególnie informacja o palących się po paru latach reflektorach wydaje się mało prawdopodobna, ale legendy są jak morskie opowieści – nie ważne, czy prawdziwe, ważne, żeby wzbudzały ciekawość słuchacza.

Kto chce, ten niechaj słucha, 
Kto nie chce, niech nie słucha, 
Jak balsam są dla ucha 
Morskie opowieści.  

Może ktoś się będzie zżymał 
Mówiąc, że to zdrożne wieści, 
Ale to jest właśnie klimat 
Morskich opowieści. 
Morskie opowieści, autor nieznany 

niedziela, 21 marca 2010

Topimy Animozję, zwaną Marzanną

Kalendarzowy Pierwszy Dzień Wiosny. Że wypada w niedzielę, to ciężko go okrzyknąć Dniem Wagarowicza, jednak nic nie przeszkadza utopić Marzannę. Skoro jednak nie chcą tego robić szkoły, to wzięli się za to gorzowscy artyści pod wodzą Daniela Adamskiego. Jednak żeby ze zwykłego topienia Marzanny zrobić happening artystyczny, Marzannie nadano drugie imię – Animozja, a jej utopienie miało sugerować nie tylko odejście złej zimy stulecia, ale także odejście odwiecznej wojny gorzowsko-zielonogórskiej.

Animozja, już zapalona, niczym czarownica na miotle leci do Warty


I miejmy nadzieję, że z wojny gorzowsko-zielonogórskiej też tylko tyle pozostanie 

W poszukiwaniu wiosny

21 marca, początek kalendarzowej wiosny. Postanowiłem poszukać więc pierwszych przejawów wiosny w okolicy - i znalazłem zieleń na polach koło Różanek.

Rozłożyła wiosna spódnicę zieloną
Przykryła błota bury łan
Pachnie ziemia ciałem młodym
Póki wiosna póki trwa 
Póki wiosna póki trwa
Wolna Grupa Bukowina, Nuta z Ponidzia

sobota, 20 marca 2010

Ponad dachami Drezdenka


Dzięki dobroduszności kolegi z pracy, który odpowiada za nakręcanie zegara na wieży kościoła pw. Przemienienia Pańskiego, udało mi się wejść na tą wieżę i spojrzeć na to ciche miasteczko z góry. Podobno nawet były przymiarki, żeby zbudować przezroczystą windę na zewnątrz wieży i udostępnić ją w celach turystycznych, jednak jak zawsze sprawiła rozbiła się o koszty.

 Z kolei wpuszczenie tabunów turystów schodami wewnątrz wieży... kto raz nim wszedł, wie, czemu jest ryzykowne. I jeszcze da się znieść sam stan schodów, wytarte już środki niektórych stopni, jednak zaliczenie ostatniej drabinki... wymaga niezłej gimnastyki, no a i tak kask zawsze może się przydać. Ot, po prostu drabinka nie trafia w otwór, którym trzeba wyjść na ostatnią kondygnację ;)
Niestety, ani zimowa plucha nie sprzyjała zdjęciom, ani ja nie mam talentu do zdjęć z wysokości, ale mam nadzieję, że jeszcze tam wrócę na wiosnę i lato, i uda się zrobić lepsze zdjęcia.
PS. i mam nadzieję, że zdjęcia nie straszą nadmierną obróbką komputerową i nasycaniem kolorów - ale inaczej byłyby naprawdę szare.

Widok na ratusz i centrum miasta



   
W środku wieży - sala literacka i znajdujący się w niej odrestaurowany rzygacz z dachu



W wieży znajdują się trzy zabytkowe dzwony z 1920r., nazwane miłość, wiara i nadzieja, opatrzone odpowiednimi inskrypcjami z księgi psalmów. Na zdjęciu... serce miłości, najcięższego z dzwonów, bo ważącego 2294kg. I niech mi ktoś powie, że miłość jest lekka ;)

sobota, 13 marca 2010

Polak... poprawi

Czasami mówią: Polak potrafi, jednak gdy spoglądam na niektóre poprawki, to mam wątpliwości.
Dwa lata temu pod Promykowem znalazłem kolejowy przejazd-widmo: znak mówi, że przed nami jest przejazd kolejowy, a go nie widać. Tak naprawdę, był to źle obrócony znak, który był doskonale widoczny... z przejazdu kolejowego, o którym miał informować.
Wróciłem w to miejsce po dwóch latach. Trzeba przyznać, że ktoś obrócił znak we właściwą stronę: teraz patrzy on we właściwą stronę. Niestety, zamiast obrócić sam znak, ktoś obrócił cały słup. I teraz w niewłaściwą stronę patrzy znak informujący o odległości do przejazdu, a przy okazji ktoś obrócił znak z drugiej strony przejazdu. No cóż, Polak poprawił.

A przy okazji zdjęcie z polskich, "odśnieżonych" dróg - i po takich zdarzyło mi się jeździć.

wtorek, 9 marca 2010

Upiór z ratusza

Jak wygląda walka o władzę obecnie, i że nie jest to czysta walka, wiedzą wszyscy. Jednak trzeba przyznać, że obecnie polityka skazuje człowieka co najwyżej na bycie obrażanym. Zupełnie jednak inaczej wyglądało to w dawnych czasach. Pobliski Gorzowowi Szczecin jest chyba pierwszym w historii Europy przypadkiem defenestracji – wyrzucenia miejskiego rajcy przez okno za... nadmierne podniesienie cen piwa. Jednak i w Gorzowie nie było bezpieczne być rajcą.
Jak to często bywa u władzy, rajcowie nie zawsze się ze sobą zgadzali, a dyskusje o to, kto ma rację, były zawzięte. A gdy braknie argumentów, nie wypadało przyznać racji adwersarzowi. Jak więc wyjść z kłopotliwej sytuacji? Jeden z rajców postanowił wyciągnąć nóż i uderzyć nim w serce dyskutanta, zabijając go na miejscu. Opamiętawszy się, morderca w pośpiechu uciekł z miasta. Jednak nie wiedzieć czemu, opętany szaleństwem czy licząc na uniewinnienie z racji swej pozycji, wkrótce wrócił do miasta. Tu jednak okazało się, że może i sprawiedliwość nierychliwa, jednak nieustępliwa – mordercę pojmano, skazano prawomocnym wyrokiem i ścięto na landsberskim rynku. Od tego czasu zaczął się koszmar mieszkańców Landsberga, nie pozwalający przebywać im nocą w okolicy rynku i ratusza. Zbyt często można tam było spotkać bezgłowego upiora. Tak się jednak zdarzyło, że roku któregoś, w dniu Bożego Narodzenia, zanim na ziemię padły pierwsze promyki porannego słońca, rynkiem przechodziła pobożna starowinka. I ukazał się jej upiór prosząc, aby zmówiła „Ojcze Nasz” za jego grzeszną duszę. Choć zatrwożona staruszka spełniła prośbę zjawy, następnego dnia zmarła z nadmiernej trwogi. Jednak od tego czasu nikt już nie spotkał upiora rajcy na rynku.

PS. Legenda dotyczy nieistniejącego już budynku ratusza na placu Katedralnym, rozebranego zimą 1850/1851 roku.
Źródło legendy: Krystyna Kamińska, Zbigniew Rudziński: Gorzów Wielkopolski. Miasto na siedmiu wzgórzach (przewodnik)

Moje storczykowe sukcesy

A jednak zakwitł! MÓJ  WŁASNY  STORCZYK! Dwa kwiatki na phalenopsisa to żaden wielki wynik, jednak cieszą o tyle bardziej, że ten storczyk w pełni wyrósł w moim domu. Odhodowany od maleństwa, zrodzonego z kupionej rośliny matecznej, dosyć szybko zakwitł. Podobno normalnie kwitną dopiero kilkuletnie phalenopsisy, jednak ten zakwitł już po paru miesiącach. Wypuscil trzy pędy kwiatowe, niestety, nagły atak zimy, obniżenie temperatury i wilgotności w domu zabiły najbardziej obiecujące pędy. Jednak jeden, najbardziej opóźniony pęd przeżył i zakwitł tymi dwoma skromnymi kwiatkami. Mam nadzieję, że za rok będzie ich więcej.

Co jednym szkodzi, innym pomaga. Obniżenie temperatury zapewne pomogło zdecydować się cymbidium. Dziś może mniej popularne, nie przeżywają konkurencji z dostępnymi w każdym markecie i kwiaciarni phalenopsisami, znacznie łatwiejszymi w domowej uprawie. Jednak w latach  90-tych to właśnie one były synonimem słowa „storczyk”, sprzedawane za nie małe pieniądze  pojedyncze kwiatki w szklanej fiolce.
 Do tej pory to raczej one są sprzedawane jako cięte „storczyki”, choć już jako całe gałązki, pełne kwiatów. Niestety, w warunkach domowych bardzo ciężko doprowadzić je do ponownego kwitnięcia, dodam nawet, że z dwóch tak samo hodowanych okazów po wielu latach zakwitł tylko jeden. Ale za to jak pięknie...
PS. Co prawda wpis ten nie pasuje do tematyki bloga, jednak musiałem się pochwalić! Mam nadzieję, że podobają się Wam moje domowe kwiatki - teraz czekam na zakwitnięcie naszych polskich, polnych kwiatów!