wtorek, 27 kwietnia 2010

Najpiękniejsza wioska północnolubuskiego

Ściechów – trafiłem tu przypadkiem. Ot, idąc wokół jeziora Marwicko trzeba było ledwie ją zachaczyć, ledwie do pierwszego skrzyżowania dojść. Ale ledwo przeszedłem za tabliczkę z nazwą miejscowości, pierwszy budynek... i piękne, zielonobiałe drzwi, z obłażącą farbą, z piękną fakturą drzewno-farbianą. Obok łódek, to chyba jeden z moich ulubionych detali do fotografii. Więc nagła myśl – a wejdźmy kawałek. Choć wioski to nie jakieś skupisko zabytków, jak duże miasta, ale też mają swoje uroki.

Więc idę, rozglądam się wokół... ooo, czołg (no dobrze, „wóz opancerzony”) w podwórku... a obok niego drugi. I armata... a na polu jeszcze jeden. Więc idę jeszcze kawałek. Po lewej, za ogrodzeniem, słychać szum wody – tym razem wysoki (3 metry?), kamienny wodospadzik w ogródku. Kawałek dalej – i znowu piękne drzwi, tym razem jednobarwne. I znowu skierowane na południe – codzienne południowe słońce wypala farbę, sprawia, że się łuszczy, a drewno powoli pęka wzdłuż słojów.
Ale idziemy dalej... ogródek, a w nim bajecznie kolorowe narzędzia rolne, rolnicza dwukółka, pług, brona, a obok wielka prasa – czy do wyciskania oleju z nasion? A może do wyciskania winogron? Kto wie? Pamiętacie ogródek z Roszkowic - tak, to taki sam, tylko wszystko gęściej poustawiane.
I jeszcze kawałek, jeszcze kawalątek... po prawej w oddali jakieś oczka wodne, otoczone wyschniętymi trzcinami i zielenią dopiero wznoszących się ponad ziemię zbóż. Po lewej swym łomotaniem uwagę przyciąga biało-czerwona flaga – i od razu swój urok odsłania porzucony ganek, gospodarska graciarnia zarośnięta bluszczem. A jak już patrzymy w tą stronę, to jak nie zauważyć dekoracyjnego zielonego przedsionka?
Kolejny domek, tuż przed sklepem – stara ruina, aż strach do niej wejść. Ale jakże pięknie wygląda stary mur pruski, tynk nie gładki, ale właśnie obsypujący się, tak szorstki, że czuć to nawet oczami. I jak tu nie wspomnieć o fantastycznych bruzdach drewnianego okna, które już dawno zapomniało o czasach świetności?

Gdzie indziej, klimat jakże wiejski, ale jakże rzadko spotykany – bielone ściany silnie odcinają się od czerwieni palonej, ceglanej dachówki, a wszystko na kontrastującym tle niebieskiego nieba. Dla niektórych Grecja to kolory Santorini – biel z wąskimi detalami niebieskimi, rzadziej czerwonymi czy zielonymi, to kolory flagi – biel i niebieski.  A ja właśnie tak zapamiętałem Ateny – biel tynku, pomarańcz lub czerwień dachówek i niebieskie niebo.
I jeszcze kawałek, i jeszcze jedne obdrapane drzwi i jeszcze jeden cud, i jeszcze jakiś sielankowy obrazek. I jakże skromnie na tym tle wypada kościółek, zazwyczaj najbardziej zadbane miejsce wioski, największa duma chłopskiej społeczności. Ot, zwykły, bardzo prosty kościółek wiejski – ale czy do tego miejsca pasowałaby pełna przepychu „miejska” katedra?

To tylko kawałek cudów, słowa rzadko kiedy potrafią oddać piękno miejsca, a i mnie gdzie się równać wieszczom. A to przecież tylko jedna odnóżka tej wioski, to tylko krótka, wschodnia „bocznica” - a nie oglądałem jeszcze całej wioski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz