Jeszcze niedawno umieściłem recenzję Map Naszych Lasów, oceniając je raczej mało pozytywnie. Należy jednak docenić wysiłek jaki Gazeta Lubuska wkłada w promocję naszego województwa, czego przykładek jest wydana w 2009r. książka „Niezwykłe i tajemnicze miejsca Ziemi Lubuskiej”.
Można by powiedzieć, że to doskonały przewodnik po województwie lubuskim – jednak przestrzegałbym przed użyciem słowa przewodnik. Brak tu przemądrzałych tekstów o budowlach z któregoś tam wieku, o barokowych czy gotyckich kościołach, i innych typowych dla przewodników opisów. Nie, to raczej opis kilku tras dobranych pod kątem pewnego tematu zbiorczego (umocnienia XX wojny światowej, szlakiem wina i miodu, itp.). Nikt nie przejmował się, żeby opisać każdą możliwą wioskę, każdy zabytek – wręcz przeciwnie, wydawca (Gazeta Lubuska) wolał wybrać najciekawsze atrakcje i tylko na nich się skupić. I nie w sposób zbliżony do podręcznika akademickiego – autorzy skoncentrowali się raczej na ciekawostkach, na własnych doznaniach, itp. Także na tym, jak sami błądzili szukając którejś atrakcji, o tym, że należy skręcać nie w szeroką drogę brukową, ale w wąską ścieżynkę między krzakami, o tym, że bunkier należy do pana X, a klucz do cerkwi znajdziecie u pani Y. Jeśli podobają wam się opisy na północnolubuskich – z pewnością ta książka też przypadnie Wam do gustu.
Powiem więcej: czytając tą książkę, w mojej głowie jawiło się ostrzeżenie dla czytelników. Wzorem ostrzeżeń na papierosach, na tej książce oczyma wyobraźni widziałem napis: „Gazeta Lubuska ostrzega, iż czytanie tej książki może prowadzić do zakochania się w Lubuskim”. Niestety, całe wrażenie popsuły teksty pana Dariusza Chajewskiego, który pisze raczej jak rzemieślnik, według wzoru: co ileś linijek ciekawostka, co ileś akapitów środek artystyczny. Pozostali autorzy, jak chociażby Renata Ochwat, odwołując się chociażby do naszej wyobraźni, pozwalają nam zachwycić się naszym wyobrażeniom, a potem powoli wracają do tekstu. To jak dziecko, które wydmuchało piękną bańkę mydlaną i się nią zachwyca tak długo aż pęknie – i choć wie, że to tylko bańka, to w pamięci wciąż pozostaje jej piękne wspomnienie. Pan Chajewski odwrotnie – podobnie jak inni, rozdmuchuje tą „bańkę”, ale od razu ją przebija, od razu pokazuje, że to tylko mydlana bańka, jakby chciał zapobiec temu że się nią zachwycimy. Ale... może to tylko moja, subiektywna ocena?
Może trochę o warstwie graficznej. Gdy trafiłem na warsztaty dziennikarskie usłyszałem, że każdy przecinek, znak interpunkcyjny itp. to „ graficzna przeszkadzajka”, która zatrzymuje naturalny ciąg czytania. Niedługo później w ręce trafiła mi ta książka – i w pierwszej chwili tak samo oceniłem liczne „wtrącenia graficzne” - zdjęcia, przyklejone notatki, ramki, rameczki. Jednak czytając tą książkę, ma się wręcz odwrotne wrażenie. Dzięki nim książka staje się lżejsza w odbiorze, nie przytłacza jednolitym tekstem jak inne książki. Równocześnie to świetny sposób aby wtrącić w tekst jakieś ciekawostki, nie wpychając je na siłę w tekst główny. To także sposób, żeby dyskretnie odwołać się do innej atrakcji tej samej miejscowości (przypisanej tematycznie do innego rozdziału) czy umieścić „suche, nudne informacje” jak chociażby numery telefonów, adresy, encyklopedyczne tłumaczenia niektórych nazw, itp.
No, ale książka jest o Ziemi Lubuskiej, a ten blog o północnolubuskim? No właśnie, tu czuje się pewien dyskomfort. Po pierwsze Gazeta Lubuska pozwoliła sobie na nieznaczące oszustwo, gdyż książka skupia się nie na Ziemi Lubuskiej, a na obecnym województwie lubuskim. Bardziej jednak boli, że po raz kolejny więcej miejsca poświęciła południu województwa lubuskiego, niż północy. Jednak to kwestia wyboru tematów poszczególnych rozdziałów bo trzeba przyznać autorom, że opisując swój temat nie boją się dojechać w okolice Gorzowa, czego przykładem jest chociażby informacja o Lisiej Górze (Skwierzyna) w rozdziale o bunkrach, mostach i nietoperzach (Tomasz Czyżniewski) czy informacja o Mierzęcinie w dziale o miodzie i winie (Magdalena Białęcka). Uważam jednak, że w województwie w którym króluje wojna północ-południe, należałoby trochę bardziej uważać na równowagę na tym polu.
Na koniec chyba pora na podsumowanie. I tu można powiedzieć tylko jedno: POLECAM. I to zarówno ludziom chcących poznać uroki województwa lubuskiego, jak i mających zapędy dziennikarskie, które mogą potraktować książkę jak dobry wzór do naśladowania.
Więc gdzie ją dostać? Niestety, widziałem ją tylko w Empiku. Wydawca chyba trochę zbyt agresywnie prowadzi politykę cenową, więc nie wszystkie księgarnie chcą ją sprzedawać. Może warto by było, żeby książka była o kilka złotych droższa ale dostępna praktycznie wszędzie? Zwłaszcza, że cena jest zaskakująco niska (29,99zł) jak na tak dużą ilość zdjęć i grafiki, głównie autorskiej.
PS. W księgarni pojawiła się już „druga część”, koncentrującą się tym razem na niezwykłych ludziach województwa. Wkrótce zapowiadana jest także książka o lubuskich lasach, mająca być przedrukiem artykułów o poszczególnych leśnictwach drukowanych w Gazecie Lubuskiej. Po lekturze kilku przypadkowo kupionych egzemplarzy muszę przyznać, że zapowiada się równie ciekawa książka, mająca zarówno ogólnie przedstawić „mieszczuchom” taki bardziej dziki, prawdziwy las, jak i pokazać ciekawostki poszczególnych leśnictw.
A ja nie kupię książki która ma w tytule dziecko powojennej propagandy, czyli "Ziemię Lubuską". Używanie tego określenia to brak szacunku dla dziejów tego województwa związanego z dziejami Śląska, Łużyc, Wielkopolski, Nowej Marchii, a nie "Ziemi Lubuskiej", która do 1945 r. NIE ISTNIAŁA. Czy w tych książkach jest może coś o Lubuszu, (dziś Lebus)?
OdpowiedzUsuńWidze, ze nawet na turystycznym blogu czlowiek nie ucieknie przed namolna politya.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, Ziemia Lubuska z siedziba w Lubuszu (obecnie Lebus) to faktyczna kraina geograficzna, nalezaca kiedys do piastowskiej Wielkopolski, a nie wymysl propagandy komunistycznej.
Co innego, Wojewodztwo Lubuskie, bedace zlepkiem polskiej obecnie czesci Ziemii Lubuskiej, polnocnej czesci Dolnego Slaska, ziemi santockiej i... no, jak germanie nazywali obszar Landsberg-Kostrzyn to juz nie wiem ;)
Mimo wszystko, mimo pewnego oszustwa marketingowego, naprawde warto zajrzec do tego przewodnika, w srodku juz takich propagandowych natrectw nie zauwazylem.
Sam Lebus nie zostal faktycznie opisany, za to duzo jest o Zarach, Zaganiu, itp.
21 sierpnia 2010 09:57