wtorek, 16 lutego 2010

Życie w kolorach black&white


W Gorzowie, wciąż zima. Co prawda w mieście śnieg powoli topnieje, jednak w nocy zamarza, pokrywając chodniki i drogi niebezpieczną warstwą lodu. Na szczęście, poza miastem sprawa wygląda ciut lepiej. Jednak i tu cała okolica sprawia wrażenie, jakby na świecie istniały tylko kolory black&white.

Twój normalny dzień 
   zawsze black and white
Kiedy kochasz się, 

   zawsze black and white
Kiedy pijesz coś, 

   zawsze black and white
Twe kolory to 

    zawsze black and white
Kombi, Black and white
Więc wyjechałem do Wieprzyc, zaraz za pętlą tramwajową skręcając za przejazd kolejowy. Oczywiście, jak zwykle problemy z parkowaniem w śniegu i żałowałem, że nie pomyślałem o ew. dojeździe komunikacją miejską, ale jakoś się udało, więc wchodzę na niebieski szlak rowerowy. W tym miejscu bardzo blisko do wału przeciwpowodziowego i Warty. Rzeki, której nie widać – cała pokryta warstwą lodu i białego puchu, co biorąc pod uwagę szerokość tej rzeki jest nie lada wyczynem. Jednak zima w tym roku dopisała, więc i Noteć, i Warta pokryły się grubą warstwą lodu, po której daje się nawet chodzić, z której to opcji skorzystałem. Rzeka... wygląda jak polana wśród drzew.
Bardziej niebezpieczny okazał się jednak powrót z rzeki na tereny rozlewiska. Widać śnieg zaczął topnieć od spodu, następnie zamarzając cienką warstwą. Postawienie nogi na takim podłożu to niezła pułapka – noga powoli się zapada w biały puch, już wygląda, że stoimy stabilnie i... nagle załamuje się pod nami lód, na szczęście pod nim znajduję się ziemia. Jednak bezpieczniej wrócić na wał przeciwpowodziowy.
Zainspirowany wystawą kolorowych baraczków ogródkowych w mosarcie, próbuję bawić oczy kolorystyką zbitej z przypadkowych elementów altanki, spotkanej przy drodze, i idę dalej.
Krok po kroku, dochodzę do zakola Warty, a także nowego mostu obwodnicy. Tutaj skupisko ptactwa wodnego korzysta z roztopów, które dają szansę na pożywienie się. Na szczęście, budując most nie zapomniano o turystach i mieszkańcach, pozostawiając drogę pod mostem.
Stąd spacer wałem do Jeżyków, gdzie spokojnie robię postój i rozgrzewam się gorącą herbatą z termosu, i dalej do przodu. Po drodze próbuję upolować aparatem bażancicę, jednak ta ciągle chowa się za drzewami. Trzeba przyznać, że w tej okolicy bardzo łatwo spotkać ptaka, który z nieznanych mi przyczyn dworował na królewskich stołach.
Z wału (i szlaku rowerowego) schodzę w Jasińcu, aby drogą wśród wierzb powoli wracać do domu. Po prawej mijam zarośnięty poniemiecki cmentarzyk, z którego prawie nic nie pozostało. Nawet z opisującej go tablicy, pozostała jedynie metalowa konstrukcja. Dalej już wszędzie bezkresne, białe połacie pól, gdzieniegdzie jedynie przerywane jakimś domem, czy pojedynczym drzewem. Dalej wchodzę na ważniejszą drogę – pod nogami zamiast śniegu mam czarny asfalt, po obu stronach drogi zwaliska po odśnieżaniu. Tak, mijając okoliczne wioski, dochodzę do Wieprzyc.
Jednak, aby nie wychodzić na ulicę Kostrzyńską, ostatni odcinek przechodzę torami kolejowymi. Co prawda tory do Kostrzyna choć trochę są odśnieżone, jednak dla pewności wybieram nieużywaną odnogę z Myśliborza. Śnieg skutecznie zasłania szyny i podkłady kolejowe, ledwo dające się zauważyć spod spodu.
PS. I taka ciekawostka – mimo zimy, w tym roku już nawet wyrosły pierwsze bazie. Widać, wiosna idzie...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz